środa, 29 kwietnia 2015

Terra Sudeta – miejsce wyjątkowe


Ciągle mnie nosi, ciągle chcę odkrywać nowe miejsca, poznawać nowe rzeczy, a jednak jest kilka miejsc na świecie, które ciągną mnie jak magnes i nie ważne ile razy już je odwiedzałam zawsze mam ochotę tam po raz kolejny wrócić. Do takich miejsc należy niewątpliwie Bretania (w tym roku spędzimy tam kolejne już wakacje), ale mam też takie miejsca całkiem blisko, takie na wypad weekendowy.
Do Terra Sudety trafiliśmy zupełnie przypadkiem.


Już przeglądanie oferty na stronie internetowej było inspirujące: każdy pokój w innym stylu (kiedy byliśmy pierwszy raz tych pokoi było kilka), urządzone niemal ascetycznie ale komfortowo i z charakterem, informacje o Japonii i atrakcjach japońskich, które nas zaintrygowały, choć wówczas fascynacji Azją jeszcze nie doświadczaliśmy.
Zarezerwowałam pokój afrykański i tak nasza przygoda z tym miejscem się rozpoczęła.
Mimo, iż byliśmy wówczas jedynymi gośćmi nie czuliśmy się dziwnie, zaczarowała nas swoją osobowością i gościnnością właścicielka p. Małgorzata Olejniczak, w dyskretny ale niezwykle ciepły sposób opiekująca się gośćmi.
Potem były kolejne weekendy spędzone w tym miejscu i spotkania we Wrocławiu z kulturą, sztuką i kuchnią Azji – cykl spotkań „Planeta Azja” o których wspominałam tutaj.
Mając do czynienia z fascynatami Azji (poza p. Małgorzatą spotkania prowadziła p. Dorota Pudło zakochana w Korei) nie można było się oprzeć ciekawości poznania tego rejonu świata na własnej skórze. Pierwszy wyjazd do Wietnamu okazał się strzałem w dziesiątkę, potem już na własną rękę Kambodża a teraz w planach Sri Lanka. I kolejne podróże czekające w kolejce na realizację.
Ostatnie dwa pobyty w Terra Sudecie to weekendy z warsztatami malarstwa Sumi-e.
Zamieszkaliśmy tym razem w pokoju "Pod Aniołkami" - mogliśmy obejść wszystkie wolne pokoje i wybrać ten, który tym razem nas zainteresuje :)
Ten widok z okna od razu chwycił mnie za serce i żaden inny pokój nie mógł sprostać moim oczekiwaniom 



Ale w pokoju czasu spędziliśmy bardzo niewiele, bo niemal cały czas pochłaniały zajęcia malarskie, a W. korzystał z pogody i cudownej okolicy.
Mam dwie lewe ręce, nigdy nie umiałam niczego namalować i powiem więcej nie lubiłam nawet próbować, bo efekty były żałosne, a tutaj ciągle mam ochotę uczyć się kolejnych elementów. Nie przychodzi mi to łatwo. Bambusa opanowywałam sporo czasu, ale myślę, że w tym wszystkim nie jest ważne jak wychodzą nam nasze prace, a to staranie się i postęp jaki czynimy z każdą kolejną próbą.
Mało tego malarstwo to uczy cierpliwości, pozwala oderwać się od rzeczywistości a czas płynie zupełnie innym rytmem.




Dwa dni w pracowni z tuszem, pędzlami minęły niepostrzeżenie, ale do domu wróciłam naładowana dobrą energią i choć pewnie nie powinnam chwalić się publicznie swoimi pracami bo pozostawiają ciągle bardzo wiele do życzenia to jednak realny postęp jest i on mnie cieszy. 

Sosna jeszcze nie wygląda jak trzeba, sam pień i korona  dają radę jednak pokrycie igłami jest bardzo niedoskonałe. Jednak pierwszy raz próbowałam namalować sosnę więc i tak uważam, że nie było tragicznie ;)
Za to kwitnące wiśnie malowałam już na poprzednich warsztatach. Wówczas jednak zupełnie mi to nie wychodziło, teraz było zdecydowanie lepiej (choć pewnie większość uzna te prace za bohomazy i nie będą się specjalnie mylić w ocenie). Uwieczniałam tę kompozycję etap po etapie bo ciągle bałam się, że kolejne pociągnięcie pędzlem spowoduje zepsucie całości, ale na szczęście nie było tak źle.







Było wspaniale i dla ducha i dla ciała. Komfortowy pokój, inspirujące zajęcia i doskonałe jedzenie, ale o tym następnym razem, bo kuchnia japońska serwowana w tym miejscu nie jest tuzinkowa. 

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Sałatka ziemniaczano – brokułowa


Ta syta sałatka może stanowić samodzielny posiłek – np. lunch w pracy lub kolację, może też stanowić dodatek do mięsa zamiast ziemniaków czy kaszy. Roboty przy niej niewiele, składników też, ale smaczna jest jak to bywa z sałatkami ziemniaczanymi.


Sałatka ziemniaczano – brokułowa


4 średnie ziemniaki ugotowane w mundurkach
½ brokuła podzielonego na różyczki (głąb można wykorzystać do zupy)
3 nieduże ogórki kiszone
kilka rzodkiewek pokrojonych w plasterki
3 łyżki posiekanej zielonej cebulki
garść oliwek (w mnie czarne)
2 łyżki musztardy ziarnistej
1 łyżka octu winnego
kilka łyżek oliwy z oliwek
sól, pieprz

Ziemniaki obrać pokroić w niezbyt drobną kostkę, różyczki brokuła zblanszować (ma być jędrny a nie rozgotowany) lub ugotować na parze. Ogórki kiszone pokroić w półplasterki, a zieloną cebulkę posiekać. Warzywa wymieszać ze sobą. Doprawić musztardą, octem winnym, solą pieprzem i oliwą z oliwek. Tak przygotowaną sałatkę odstawić na co najmniej pół godziny aby smaki się przegryzły.
Smacznego!!!



Czekam z utęsknieniem na nasze krajowe młode ziemniaki, bo jestem pewna, że z takimi ziemniakami będzie po prostu idealnym dodatkiem do dań z grilla.
Patrząc na szybko wkraczającą wiosnę długo nie będę musiała na to czekać.

I dla miłośników kocich Dam zdjęcie pokazujące, że warto sprzątać mieszkanie odkurzaczem, Bunia i Filonka łączą się w odkurzaczofobii i jak nigdy nie lajkując sobie siedzą obok siebie :)






piątek, 24 kwietnia 2015

Ogród Botaniczny w samym sercu Wrocławia

Miało być o pierwotnym bukowym lesie, ale nie mogę się zebrać do "obróbki" zdjęć, a te z wczoraj od razu zrzuciłam i wybrałam całkiem pokaźną liczbę, którymi chcę się podzielić z Wami. 

Wrocławski Ogród Botaniczny położony w samym sercu miasta, do którego zewsząd zagląda historia miasta budynkami Ostrowa Tumskiego. I gdyby nie te wieże Katedry czy zabudowania miejskie, zupełnie można byłoby zapomnieć, że to centrum wielkiego miasta. 
Nie bez powodu Ogród tętni życiem i pełno w nim odpoczywających mieszkańców Wrocławia. 

Wizyta w Ogrodzie to nie tylko naładowanie akumulatorów, hmm sczezłam na ławeczce w słońcu i chyba nawet troszkę odpłynęłam ciesząc się ciepłem i świergoleniem ptaków, ale i wizyta naukowo - poglądowa. Zobaczyłam w dużym wydaniu rośliny, które rok temu pojawiły się w moim ogrodzie, ale jeszcze nie miały szansy pokazać na co je stać :) 

Botanikiem nie jestem, więc proszę nie oczekujcie ode mnie opisów zdjęć z nazwami roślin (choć część pewnie nazwę, bo je znam ;) ) ale myślę, że i tak fajnie nacieszyć oczy szalejącą wiosną.

 porzeczka krwista (jeden z moich ulubionych wiosennych krzewów)



 serduszka (że tylko sobie westchnę ach!!!)


 pieris japoński 

 moje wczorajsze odkrycie - złotlin ale nie w formie "pomponików" the best!!!






 tulipanowe szaleństwo





 te szczególnie przypadły mi do gustu, nie dość, że papuzie to jeszcze cieniowane



 kosaćce przetykają tulipany




 piękne zestawienia roślin o różnych barwach i pokrojach

 powojnik, nie pamiętam jaki ale chyba alpejski 


 magnolie, w sporym skupisku (dwa takie szpalery) i niezły syf pod nimi i na drugiej ścieżce ;)





 Hatifnatowie????  (wiem co to, ale tak mi się skojarzyło)







 nie lubię bergenii, ale tutaj wygląda fajnie w takim zestawieniu


 ciekawe czy moja też tak ładnie zakwitnie? 

 groszek wiosenny, ostatnio oglądany w lesie tutaj w całej okazałości


 plener malarski Liceum Plastycznego



 moje kaliny też kwitną, choć nie tak obficie

 matura za pasem ;) 



Ładny jestem??? Daj okruszka!!!