piątek, 31 października 2014

Pasta z pieczonej dyni do chleba

Mam kilka zaległych wpisów, choć ten akurat mieści się w mojej obecnej diecie gdybym czerwoną cebulę zamieniła na szczypiorek. Jesień nie może obejść się bez dyni więc dziś pierwszy w tym sezonie wpis dyniowy.
Dzisiaj proponuję jesienną odmianę od klasycznej wędliny czy sera do kanapek. Pasta z dyni do chleba to kolejna moja propozycja w tej kategorii. Na blogu jest już pasta z pestek słonecznika z dodatkami, pasta z wędzonej makreli, z pora i sera żółtego oraz z pieczonych bakłażana i papryki. Teraz do tej kolekcji dochodzi pasta z pieczonej dyni.


Pasta z pieczonej dyni


1 ½ szklanki puree z pieczonej dyni
1 łyżka posiekanej natki pietruszki
2 łyżeczki musztardy
1 łyżeczka majonezu
½ czerwonej cebuli
1 ½ łyżeczki świeżo prażonych pestek dyni
sól, pieprz

Aby przygotować puree z dyni należy ją pokroić na kawałki, wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 minut na około 40 minut (do miękkości dyni). Następnie dynię wystudzić, oddzielić skórę a miąższ zmiksować albo rozgnieść widelcem.
Cebulę drobniutko posiekać, posiekać również pestki dyni. Składniki pasty wymieszać ze sobą, doprawić solą i pieprzem. Wstawić do lodówki, aby smaki się przegryzły. Po około godzinie pasta jest gotowa do jedzenia.
Smacznego!!!




Przepis dodaję do akcji na blogu Bei Festiwal Dyni 2014. 

niedziela, 26 października 2014

Życie na diecie o tajemniczo brzmiącej nazwie FODMAP


Nie będę zagłębiać się w swoje problemy zdrowotne, ale ponieważ wiążą się one za zmianą sposobu odżywiania i wyeliminowania sporej grupy pokarmów z codziennego menu a co za tym idzie z daniami jakie będę w najbliższych tygodniach przygotowywać to musiałam sporo dowiedzieć się o zasadach diety zaleconej mi przez lekarza.
Mówię tu o diecie FODMAP, a w moim przypadku dodatkowo jeszcze diecie całkowicie pozbawionej laktozy.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o FODMAP i musiałam sporo pogrzebać w internecie zanim dowiedziałam się na czym ona polega i co się z nią wiąże.
Pozwolę sobie zacytować to co uważam, że jest kluczowe:

Zapoczątkowana w Australii dieta o niskiej zawartości składników FODMAP stanowi obecnie jedną z najpopularniejszych diet świata. (...)lekarze zalecają tę dietę w przypadku zespołu jelita drażliwego (ZJD lub ang. IBS) jeszcze przed rozpoczęciem jakiegokolwiek rodzaju leczenia czy przyjmowaniem leków.(...) Obecnie udowodniono, że dieta FODMAP łagodzi objawy zespołu jelita drażliwego w 75% przypadków. (...)
FODMAP to grupa cukrów, których organizm nie jest w stanie prawidłowo wchłonąć w jelicie cienkim (pierwszym odcinku jelita). (Zjawisko to dotyka wiele osób).
W rezultacie cukry te dostają się do jelita grubego, co przyczynia się do namnażania niektórych bakterii chorobotwórczych. Wspomniane cukry stanowią smaczną pożywkę dla tych bakterii, które dzięki temu mnożą się w bardzo szybkim tempie. Powodują one fermentację węglowodanów, podczas której wydzielane są duże ilości gazów. To z kolei oznacza, że cukry FODMAP wywołują szybkie obrzmienie jelita4.
Pochodzący z języka angielskiego akronim FODMAP oznacza:
·                                 F jak fermentacja – cukry fermentują (są trawione) dzięki bakteriom flory bakteryjnej jelita grubego;
·                                 O jak oligosacharydy – oligos po grecku oznacza kilka, a sacharydy to cukry. Są to krótkie łańcuchy cukrowe, w których skład mogą wchodzić fruktany i galaktoligosacharydy. Ich źródło stanowią: pszenica, jęczmień, żyto, cebula, por, czosnek, szalotki, karczochy, buraki, koper, groch, cykoria, pistacje, orzechy nerkowca, rośliny strączkowe, soczewica i ciecierzyca;
·                                 D jak disacharydy – dwucukry takie jak laktoza (cukier występujący w mleku). Można je znaleźć również w twarogach i innych nieprzetworzonych serach;
·                                 M jak monosacharydy – cukry proste, na przykład fruktoza. Fruktoza nie jest prawidłowo przyswajana tylko wtedy, kiedy występuje w pokarmach w większej ilości niż glukoza. Tak jest w przypadku następujących pokarmów: jabłek, mango, wiśni, arbuzów, cukru stołowego, grochu, miodu i syropu glukozowo-fruktozowego;
·                                 A jak „and”, co po angielsku oznacza „i”;
·                                 P jak poliole, czyli alkohole polihydroksylowe – alkohole cukrowe takie jak sorbitol, mannitol, ksylitol i maltitol. Występują one w: jabłkach, gruszkach, wiśniach, nektarynkach, brzoskwiniach, śliwkach, arbuzach, grzybach, kalafiorze i wielu innych pokarmach wspomagających odchudzanie.
Osoby dotknięte zespołem jelita drażliwego będą początkowo zmuszone do wykluczenia wszystkich produktów z FODMAP w celu zmniejszenia objawów chorobowych.
Po 6–8 tygodniach stosowania diety ubogiej w FODMAP możesz stopniowo wprowadzać kolejne rodzaje cukrów i obserwować reakcję swojego organizmu. Dzięki temu sprawdzisz, które z nich wywołują niepożądane reakcje, a które możesz jeść bez ograniczeń.
Tyle o samej diecie.
Co w takim razie wolno jeść, a co powinno zniknąć z talerzy osób stosujących dietę FODMAP?
Odpowiedź na to pytanie możemy znaleźć na stronie 
Jak widać lista produktów zakazanych jest równie bogata jak ta dozwolonych, w moim przypadku jednak muszę tę drugą okroić o produkty mleczarskie ze względu na laktozę. Czeka mnie kilka tygodni kombinowania co i jak przygotować ale mam nadzieję, że będę należała do wspomnianych w cytowanym tekście 75% osób, którym dieta pomaga. Tym samym nie dziwcie się jeśli z bloga na jakiś czas znikną tradycyjne dania i wypieki.
Pojawią się jeszcze tradycyjne dania, ale mam kilka zaległych wpisów, które opublikuję w trakcie stosowania restrykcyjnej wersji diety. 
Na pocieszenie moje Panny, które żadnej diety stosować nie muszą  - szczęściary :)



piątek, 24 października 2014

Podgórzyn jesiennie


Można powiedzieć, że tradycją stało się to, że w październiku bywam służbowo w Podgórzynie. I tak jak w poprzednich latach pogoda była z jednej strony troszkę bardziej jesienna (bardziej kolorowa) a z drugiej bardziej słoneczna. Co prawda dwa lata temu wracaliśmy w śnieżycy, która miała miejsce nie tylko w górach ale i we Wrocławiu też. Tym razem było słonecznie z początku, potem deszczowo i mgliście aby na koniec słońce znów zaświeciło całą swą jesienną mocą.
Spacerów było przez to mniej niż w latach ubiegłych, ale były więc czuję się naładowana jesienną aurą i górami.




















Teraz pora pożegnać Podgórzyn, jutro wracam do domu (z czego się cieszę bo tęsknię do moich dwóch Kobiet z Wąsami) ale to pożegnanie tylko do stycznia jak dobrze pójdzie. 

środa, 22 października 2014

Ciasto kokosowo – ananasowe


Pewna kulinarna odmiana od ostatnich wpisów mało kulinarnych, a przecież blog jest głównie kulinarny :)

Szarlotki i drożdżowe ciasta stały się ostatnimi głównymi bohaterami naszego stołu, jednak musiał przyjść moment na odmianę. Doskonałym pretekstem była wizyta mojego Kuzyna, który odwiedził Polskę w drodze na wakacje w Turcji. Nawet długo nie zastanawiałam się nad wyborem ciasta. Po prostu kiedy dostałam na maila „Tygodniówkę miksera kulinarnego” i zobaczyłam link do ciasta kokosowo – ananasowego wiedziałam, że to właśnie je upiekę. 
Ciasto jest bardzo smaczne, choć jednak zdecydowanie dominuje kokos i dlatego w nazwie zmieniłam kolejność dominujących składników (mnie gdzieś brakowało choć odrobiny bardziej wyraźnego smaku ananasowego, blaszka na jakiej powinnam upiec ciasto powinna być minimalnie większa (a i tak była ciut większa od proponowanej przez autorkę przepisu), płyn z ananasa zużyłam cały do nasączenia biszkoptu i wcale nie był zbyt mokry, wręcz przeciwnie, mogło być płynu jeszcze więcej no i zabrakło mi jakiegoś kwaśnego akcentu.  Bardzo bym nie chciała, aby ktoś odebrał te uwagi jako krytykę przepisu, bo jest dobry i wart wykorzystania, jedynie chciałam podzielić się swoimi doświadczeniami z tym ciastem.


Ciasto kokosowo – ananasowe


Biszkopt:
3 jajka
6 łyżek cukru
½ szklanki mąki ziemniaczanej
¾ szklanki mąki pszennej
¾ łyżeczki proszku do pieczenia
cukier waniliowy

Warstwa kokosowa:
150 g wiórek kokosowych
4 białka
¾ szklanki cukru
¾ łyżeczki proszku do pieczenia

Masa ananasowa:
4 żółtka
cukier waniliowy
2 ½ łyżki mąki pszennej
1 budyń waniliowy bez cukru
2 szklanki mleka
180 g masła
trochę ponad 1/2 szklanki cukru
puszka ananasa w kawałkach

dodatkowo polewa czekoladowa (u mnie kuwertura z gorzkiej czekolady i kilka łyżek kremówki) oraz 2 -3 łyżek wiórek kokosowych

W pierwszej kolejności przygotować biszkopt. W tym celu ubić białka na sztywną pianę dosypując po łyżce cukier. Do ubitej piany dodać żółtka, dokładnie wymieszać. Na koniec delikatnie wmieszać przesiane mąki z proszkiem do pieczenia. Ciasto upiec na blaszce 21 x 28 cm (wg mnie odrobinę większa lepiej by się sprawdziła) w temperaturze 180 stopni.
Następnie przygotować warstwę kokosową. Ubić białka na sztywną pianę dosypując po łyżce cukier. Na koniec wmieszać wiórki kokosowe wymieszane z proszkiem do pieczenia. Masę wyłożyć na blaszkę po pieczeniu biszkoptu i piec w 175 stopniach przez około 20 minut do lekkiego zrumienienia. Podobnie jak biszkopt warstwę kokosową po upieczeniu przenieść na kratkę i wystudzić.
Przygotowanie masy ananasowej rozpocząć od odsączenia ananasa, płyn zostawić do nasączenia biszkoptu (moim zdaniem należy zużyć w tym celu cały płyn i warto dodać do niego trochę soku z cytryny dla wzbogacenia smaku).  Zagotować mleko (odlać część do rozprowadzenia pozostałych składników) w tym czasie dokładnie wymieszać mąkę, proszek budyniowy, cukier, cukier waniliowy, żółtka i pozostałą część mleka. Wlać masę do gotującego mleka, cały czas mieszając aby masa się nie przypaliła i nie porobiły grudki. Kiedy masa się zagotuje wystudzić ją przykrytą folią spożywczą aby nie utworzył się kożuch. Kiedy budyń jest już w temperaturze pokojowej utrzeć masło na puch, dodawać po łyżce budyń i miksować aż całość stanie się gładka. Odłożyć 2 -3 łyżki kremu do posmarowania wierzchu ciasta. Do pozostałej części kremu dodać ananasa w kawałeczkach, wymieszać.
W blaszce w której piekliśmy biszkopt i warstwę kokosową układamy w kolejności: biszkopt (nasączamy go obficie płynem z ananasa) krem budyniowy z ananasem, warstwa kokosowa, krem budyniowy bez owoców (ta warstwa jest cieniutka). Całość ozdobić polewą czekoladową i wiórkami kokosowymi.

Smacznego!!!



W Podgórzynie dzisiaj pogoda się z lekka popsuła, ale mam nadzieję, że to chwilowe i jeszcze piękną jesień w górach pokażę.

wtorek, 21 października 2014

Bezkijowa niedziela


Co prawda jestem akurat w Podgórzynie (jak ostatnio co roku w październiku) ale za mną wspaniałe niedzielne popołudnie.





Nadchodzi najgorsza pora w roku. Listopadowe słoty, krótkie i ponure dzionki, szarość i burość za oknami. Aby nie popaść całkowicie w marazm i jesienną melancholię (czytaj depresję) reaktywowaliśmy z W. wycieczki niedzielne. Na razie w wersji bezkijowej, ale lada weekend dołączą do nas również kije J






Niestety nawet stąd widoczny jest koszmarek zafundowany Wrocławiowi przez p. Czarneckiego - słynny Srajtałer :P




Tym razem spacer nie był długi, niezbyt daleko od domu, ale w bardzo urokliwej okolicy. Wzgórza Trzebnickie to doskonały punkt wypadowy zarówno na wycieczki piesze jak i rowerowe. Pięknie jest tam o każdej porze roku. Wzgórza Trzebnickie potocznie zwane Kocimi Górami to pas morenowych wzniesień. Nas zaniosło na Dolnośląski Szczyt i podziwialiśmy malowniczo wijącą się rzeczkę Luboniówkę.



Pałac w Borkowicach mógłby stanowić miłą atrakcję na szlaku, ale niestety na razie nie cieszy swoim zrujnowanym widokiem.



Za to widok pogańskiej góry (jak mówią niektórzy) czyli Ślęży cieszy oczy wędrowca.


Piękna niedziela, byle nie ostatnia w tym roku z takimi temperaturami i słońcem. Tego sobie i wszystkim serdecznie życzę :)

czwartek, 16 października 2014

Światowy Dzień Chleba 2014 – Farmhous loaf

World Bread Day 2014 (submit your loaf on October 16, 2014)


Jakie ja miałam plany pieczeniowe na ten wyjątkowy dzień, ale…
No właśnie ostatnio ciągle w moim życiu mówię chcę coś zrobić, ale.. tym razem tymi „ale” są: brak czasu związany z obowiązkami domowymi, pracowymi i kocimi (zadziwia mnie jak pęcznieje ilość spraw, którymi powinnam się zająć w związku z kotami miejskimi) no i fakt, że w mojej diecie muszą zajść spore zmiany.
Efekt jest taki, że dziś aby uczcić Światowy Dzień Chleba upiekłam jedynie najprostszy i bardzo szybki chleb pszenny na drożdżach. Niestety zakwasowe muszą zejść do podziemia w moim menu.
Przepis znalazłam tutaj.



Farmhous loaf

500 g mąki chlebowej
2 łyżeczki drobnej soli morskiej
15 g świeżych drożdży
1 łyżeczka drobnego cukru
300 ml letniej wody

Mąkę i sól przesiać do miski, zrobić pośrodku dołek. W małej miseczce wymieszać drożdże z cukrem i 2 łyżkami wody. Mieszać do rozpuszczenia, następnie pozostawić na 2 minuty – powinno się lekko spienić. Wlać do dołka w mące wraz z pozostałą wodą. Szybko wymieszać drewnianą łyżką. Przenieść ciasto na lekko obsypany mąką blat i zagniatać przez około 10 minut, aż stanie się gładkie i elastyczne.
Uformować kulę i przełożyć do naoliwionej miski. Pozostawić pod przykryciem w ciepłym miejscu na około 45 minut, do podwojenia objętości. Po tym czasie przenieść ciasto na blat i krótko zagnieść.
Następnie uformować prostokąt, złożyć boki do środka i przełożyć do lekko naoliwionej foremki.
Foremkę umieścić w dużym foliowym worku i odstawić do wyrośnięcia na około 20 minut. Ciasto powinno urosnąć powyżej krawędzi foremki.

Nagrzać piekarnik do 220 stopni. Chleb lekko oprószyć mąką i piec przez 30 – 35 minut. Upieczony bochenek ostukany od spodu powinien wydawać głuchy odgłos. Jeśli to konieczne, dopiekać chleb (już bez foremki) przez 5 minut. Studzić na kratce.
 Smacznego!!!

Chleb pokroiłam jeszcze gorący co nie wpłynęło najlepiej na jego wygląd, ale smak i zapach rekompensują wygląd :)



Życie bez chleba byłoby trudne, choć przebywając w Azji nie jadamy pieczywa w żadnej postaci i nie tęsknimy, ale jest tam tyle innych pysznych rzeczy do jedzenia, że można pieczywo pominąć, jednak w naszych warunkach to bardzo ważny element diety.

środa, 15 października 2014

XI Dolnośląski Festiwal Dyni


Zwę go po prostu Świętem Dyni, bo ta królowa jesiennych ogrodów, warzywniaków i naszych stołów zasługuje na wyjątkowy dzień kiedy możemy podziwiać i największe okazy jakie udaje się wyhodować, różnorodność odmian zarówno dyń jadalnych jak i ozdobnych i kreatywność kucharzy, zazwyczaj amatorów w wyczarowywaniu pysznych dań z tego uniwersalnego warzywa. Przy okazji Festiwalu sporo zabawy mają dzieciaki z przedszkoli i szkół podstawowych, które mogą wystawić tutaj swoje prace plastyczne oparte o wdzięczny materiał jakim są dynie, przeróżne w kształcie i kolorze.






Jak było w tym roku????

O tym zadecydowała przede wszystkim pogoda. Piękna październikowa niedziela, ze słońcem i temperaturą dużo częściej spotykaną w sierpniu niż w październiku. Taka aura skłoniła Wrocławian, i nie tylko wrocławian, do wizyty w Ogrodzie Botanicznym.
Niestety dla mnie, bo bardzo źle się czuję w tłumie i bardzo mnie on męczy. Nawet spacer po Ogrodzie jako takim nie był wytchnieniem od ogromnych ilości zwiedzających, co w latach ubiegłych nie miało miejsca. Wówczas zboczenie w dalej położone ścieżki ogrodu pozwalały zapomnieć o odbywającej się imprezie.

Jednak pomijając moje egoistyczne podejście do sprawy bardzo się cieszę, że Festiwal cieszy się tak dużym powodzeniem i jest tak wielu chętnych aby odwiedzić tego dnia Ogród Botaniczny, bo daje to nadzieję, że impreza będzie się rozwijać i trwać. 

"Moja Pani Dyniowa" i to co można u Niej kupić - biorę wręcz hurtowo lungi, czosnek i cebulę. Nigdy nie zapomnę kupić kilku dyń ozdobnych i jakiś suchych bukietów




Zachwyciły mnie te obrazki ceramiczne i obiecałam sobie, że kupię takowe 


I wrocławski Ogród Botaniczny w jesiennej, słonecznej szacie








Możesz przyłączyć się do kompostowania









Myślałam, że w ogrodzie własnym zwalczam chwast zwany przeze mnie kurde-bankiem, a jak widać to ważny okaz botaniczny zasługujący na swoje miejsce w Ogrodzie Botanicznym



I na koniec jesienne róże szczególnie piękne o tej porze roku