wtorek, 23 września 2014

Poczdam zielono, parkowo


Weekend w Poczdamie, z Megi, TP i WegAnką. 
Niezwykle udany weekend.
Urodziwy Poczdam, pełen zieleni i fajnych miejsc.

Trzy kompleksy parkowe: Sanssouci, Cecilienhof z parkiem i Volkspark powstały na dawnych terenach jednostki radzieckiej. 

Który najpiękniejszy?

Ten pierwszy zyskuje zdecydowanie przy bliższym poznaniu, ten drugi chwyta za serce od pierwszego wrażenia - taki swojski, piękny, zupełnie nie onieśmielający, a trzeci??? 

Intrygujący, budzący zazdrość, wielką zazdrość. Zazdrość, że inni potrafią tworzyć miejsca zielone, z myślą i ludziach a nie o niskich kosztach utrzymania potem, miejsca, które są przyjazne dla mieszkańców.

Koniec gadania, teraz spora dawka zieleniny ;)




Figa z makiem z pasternakiem ;) w gruncie w Poczdamie - sprytna osłona i można :)




I lunęło, jak z cebra, zrobiło się pięknie ...









... nie tylko pięknie ale i mgliście



Karczochy nie zostały zjedzone


buraki naciowe też nie













Spirala odwadniająca, super pomysł i wykonanie



Odpoczywamy?????


Domy z widokiem







Pięknie???? 

czwartek, 18 września 2014

Tarta z jarmużem


Jarmuż to warzywo odkryte przeze mnie lata całe temu dzięki nieżyjącej już sąsiadce. Od Niej też, mam kilka przepisów na ciasta, które nadal piekę i nadal wypieki te nas zachwycają swą prostotą i domowym smakiem. Sąsiadki od kilku lat już nie ma, ale kiedy piekę ciasto biszkoptowe z jabłkami czy piegusa albo gotuję dania z jarmużem wraca Ona do nas wraz ze wspomnieniami dziesięcioleci spędzonych po jednym dachem.
Dla tych co nie znają jarmużu warto wspomnieć, że jest to warzywo kapustne o wyjątkowych walorach odżywczych. Zawiera silne antyoksydanty, spore ilości karotenoidów (w tym karotenu i luteiny wspomagającej dobry wzrok) witaminę C, K, oraz liczne ważne dla naszego organizmu minerały jak magnez czy żelazo i wapń. Ale nie tylko wartość odżywcza jarmużu powinna spowodować, że warzywo to powinno być łatwo dostępne w zieleniakach a przede wszystkim jego walory smakowe. Warto uprawiać je w ogródkach, bo nie tylko jest rośliną atrakcyjną wizualnie, ale dobrze znosi różne warunki, a zbierana może być nawet po przymrozkach. Tak więc spokojnie do grudnia można mieć stały dostęp do świeżych warzyw prosto z grządki.
Dziś proponuję Wam tartę z jarmużem, którą przygotowałam na niedzielne spotkanie z Megi Moher i TP. Mam nadzieję, że smakowała im tak samo jak nam, domownikom J


Tarta z jarmużem


kruche ciasto:
250 g mąki
150 g masła
1 jajko
½ łyżeczki soli
ew. 1 – 2 łyżek zimnej wody (gdyby ciasto nie chciało się związać bez dodatku wody)

jarmuż:
10 – 12 liści jarmużu
1 łyżka masła
1 ząbek czosnku
3 jajka
2 łyżki gęstej śmietany
sól, pieprz

Z podanych składników szybko zagnieść kruche ciasto (można wspomóc się malakserem). Gotowe ciasto rozwałkować, wyłożyć nim formę do tart (u mnie okrągła o średnicy 22 cm.), nakryć folią spożywczą aby nie obsychało i wstawić do lodówki na co najmniej ½ godziny.
Dobrze schłodzone ciasto, najlepiej przykryte papierem i obciążone) wstawić do piekarnika nagrzanego do 190 stopni na około 20 minut, po tym czasie usunąć papier i obciążenie i dopiec jeszcze przez 5 minut. Podpieczony spód pozostawić do przestygnięcia.
Jarmuż umyć, osuszyć, okroić z twardej środkowej żyłki. Liście pokroić w centymetrowe paski. Na patelni rozpuścić masło, wrzucić zmiażdżony ząbek czosnku, dodać jarmuż. Całość smażyć mieszając przez kilka minut aż warzywo zmięknie. W trakcie smażenia lekko posolić. Odstawić patelnie z ognia. Jajka rozbić do miseczki, dodać śmietanę, sól, pieprz do smaku i całość dokładnie roztrzepać.
Na podpieczonym spodzie rozłożyć równomiernie jarmuż, zalać masą jajeczno – śmietanową. Całość wstawić do piekarnika na kolejne 45 minut. Masa jajeczna powinna się ściąć, ale nie wysuszyć.
Podawać na ciepło najlepiej w towarzystwie ulubionej sałatki.
Smacznego!!!






A tu jeszcze kilka zdjęć ze spotkania. Na razie nasze kijowe niedziele muszą poczekać na lepsze czasy, ale najbliższy weekend planujemy spędzić na zwiedzaniu ogrodów, pałaców i innych interesujących miejsc u naszych zachodnich sąsiadów, o czym pewnie będziecie mogli w przyszłym tygodniu poczytać na naszych blogach. Zawsze chętnie czytam u Megi o tym co wspólnie oglądałyśmy, bo mimo, że oglądamy to samo, fotografujemy to samo to relacje są zupełnie inne J



czwartek, 11 września 2014

Mocno maślane bułeczki ze śliwkami


Takie bułeczki można zrobić o każdej porze roku korzystając z mrożonych śliwek, jednak nigdy nie smakują tak dobrze jak te upieczone ze świeżymi owocami. Mimo dużej porcji masła bułeczki są lekkie, puszyste i następnego dnia nic nie straciły na smaku. Miały mi trochę osłodzić życie poremontowe i tęsknotę za Maleństwem, które to moje ukochane Dziecię pojechało na krótkie wakacje. Jedyne wieści, a może aż tak konkretne wieści jakie do mnie docierają to smsy typu: "Albania", "Dziś była Tirana" a wczoraj "Macedonia". Pewnie jak Maleństwo wróci znów upiekę te bułeczki, tym razem z radości, że już jest w domu.



Mocno maślane bułeczki ze śliwkami


½ kg mąki
42 g drożdży
100 g cukru
½ szklanki mleka
150 g masła
2 jaja
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
skórka otarta z ½ cytryny
szczypta soli

dodatkowo:
śliwki
2 – 3 łyżek drobnego cukru
50 g masła

Z podanych składników wyrobić ciasto drożdżowe jak w tym przepisie. Pozostawić do wyrośnięcia. Kiedy ciasto podwoi swoją objętość wyjąć je na podsypany  mąką blat, rozwałkować na grubość ok. 1 ½ cm i szklanka wykrawać krążki (mnie wyszło 16 bułeczek). W każdy kawałek ciasta zawinąć śliwkę lub jej połówkę (jeśli śliwki są szczególnie duże) otoczone w cukrze. Pozostałe masło roztopić, otaczać w nim uformowane bułeczki które następnie należy układać na blaszce. Jeśli masło pozostanie rozsmarować je na bułeczkach, a pozostałym cukrem posypać wierzch ciasta.
Całość pozostawić do ponownego wyrośnięcia na około kwadrans. Następnie piec w 190 stopniach prze około 25 – 30 minut.
Smakują równie dobrze gorąco jak i wystudzone.
Smacznego!!!




Życie powoli wraca do normy, nawet kartony z podłogi w przedpokoju zniknęły a wrócił normalny chodnik, jeszcze tylko szklarz musi zamontować obudowę prysznica (to za kilka tygodni) i żyć będziemy normalnie (trochę dłużej pewnie będę gościć gazety wklejone w okno łazienki, ale to niestety uzależnione jest zakończeniem remontu elewacji i końcem fachowców biegających po rusztowaniach – jakoś mało komfortowe wydaje mi się korzystanie z łazienki bez zabezpieczonych okien przed ich wzrokiem J ). Może w najbliższy weekend wreszcie znajdziemy czas na jakąś jednodniową wycieczkę w nieznane, albo znane byle tylko oderwać się od rutyny i kieratu w jaki wpadliśmy ostatnio oboje z W. 

poniedziałek, 8 września 2014

Zupa grzybowa ze świeżych grzybów - ZnP*


Jesień pełną gębą choć kalendarz mówi, że jeszcze trwa lato, ale to już takie babie z zimnymi nocami, mgłami i rosą o poranku. Na straganach pełno grzybów: borowiki, podgrzybki, kanie i kozaki królują. Nie miałam jeszcze czasu iść do lasu na grzyby, ale posiłkuję się tymi kupowanymi. Jedliśmy już pulpeciki w sosie grzybowym, a teraz przyszła kolej na zupę grzybową. Smak zupy ze świeżych grzybów jest zupełnie inny od tej gotowanej z suszonych. Obie wersje są warte grzechu. 


Zupa grzybowa ze świeżych grzybów


500 g świeżych grzybów (u mnie podgrzybków)
1 cebula
2 łyżki masła
1 ½ l bulionu
200 ml śmietany
sól, pieprz

łazanki do podania

Grzyby oczyścić, szybciutko umyć (nie moczymy grzybów) pokroić w plasterki. W rondlu rozpuścić masło, wrzucić posiekaną w drobną kostkę cebulę, dusić aż cebula zmięknie. Dodać pokrojone grzyby, lekko posolić, całość smażyć na małym ogniu często mieszając (grzyby lubią przywierać) przez około kwadrans. Można podlewać lekko wodą. Dodać bulion, całość gotować jeszcze przez około ½ godziny. Do zupy dodać śmietanę (uważając aby się nie zważyła)  doprawić solą, pieprzem i podawać najlepiej z łazankami.

Smacznego!!!


Miłośników zup grzybowych zapraszam również do spróbowania zupy zbójnickiej z kuchni węgierskiej.

środa, 3 września 2014

Wołowina duszona po rosyjsku


Kołowrót związany z powrotem do pracy po wakacjach rozpędzony już maksymalnie. Pochłania mnie zupełnie ogarnianie pracowej rzeczywistości, próba uporządkowania domu po remoncie (to idzie mi chyba najgorzej), opieka nad własnymi kotami, które dwa dni temu miały urodziny – Bunia 12 a Filonka 2 oraz zajmowanie się pensjonariuszami mojego undergroundowego kociego szpitalu. Aktualnie przebywają w nim dwa kocurki. Jeden w trakcie leczenia z infekcji górnych dróg oddechowych i kastracji a także PanKot vel Kropek, który przebywał u mnie na początku wakacji. Niestety jego stan w ostatnich dniach na tyle się pogorszył, że karmicielka na wpół żywego kota zawiozła do weterynarza, który w pierwszej chwili chciał go przeprowadzić przez tęczowy most. Kot na razie przebywa w mojej piwnicy, jest leczony, ale czy damy radę go wyleczyć na tyle aby mógł żyć na wolności tego niestety nie wiem. Serce mi się kroi jak na niego patrzę, jakby mało było PanKot mnie i piwnicę poznał i na mój widok włącza traktorek, ugniata łapkami i dopomina się o pieszczotę. Trzymajcie kciuki za nas – PanaKota i za mnie abym dała radę pomóc Mu najlepiej jak się da.
Teraz chyba jest jasne, że blog i gotowanie zeszły na dalszy plan, ale obiecuję poprawę. Na początek proponuję proste i pyszne danie z wołowiny. Przepis pochodzi z książki „Tradycyjna kuchnia rosyjska” wyd. rea.


Wołowina duszona po rosyjsku


900 g wołowiny
2 łyżki mąki
300 g cebuli
1 marchew
¼ selera
ok. 60 g żytniego chleba (u mnie 2 kromki z okrojoną skórką)
90 g słoniny (u mnie wędzonej)
60 ml oleju lub smalcu
600 ml mięsnego bulionu
60 ml śmietany
sól, ziarnisty czarny pieprz, liść laurowy, kminek (jeśli chleb jest bez kminku)

Cebulę pokroić w piórka. Marchew i seler brać i pokroić w julienne lub utrzeć na grubej tarce. Wołowinę pokroić w plastry w poprzek włókien, otoczyć w mące i obsmażyć z obu stron na oleju.
Naczynie żaroodporne wyłożyć pasterkami słoniny. Na niej ułożyć warstwę mięsa, na to pokrojoną cebulę i warzywa, pokruszyć chleb. Całość wysypać pieprz, liść laurowy i przykryć wszystko kolejną warstwą mięsa, warzyw, chleba i przypraw. Całość zalać bulionem, który powinien przykryć wszystkie składniki. Naczynie przykryć, wstawić do piekarnika nagrzanego do 170 stopni na 1 ½ - 2 godziny. Na pół godziny przed końcem dodać śmietanę.
Podawać z powstałym sosem.
Smacznego!!!


Jak widać danie jest proste, nie wymaga wielkiego zaangażowania w pracę a smakuje wyśmienicie, tak po domowemu – bardzo takie dania lubię.

Pamiętajcie proszę o kciukach za PanaKota. 

poniedziałek, 1 września 2014

Zupa pomidorowo – jabłkowa czyli tradycyjny wpis ZnP *


Na końcu napiszę co i jak z remontem a na razie zajmę się konkretami – smacznymi konkretami J
Jak co drugi rok narzekam na klęskę urodzaju jabłek. Sypią się okropnie z drzew (mam 3 jabłonie) i niestety nie daję rady ich wykorzystywać, tym bardziej, że większość jest malutka i robaczywa jednak od czasu do czasu udaje mi się coś z nich zrobić. Tym razem powstała zupa pomidorowo – jabłkowa to bardzo udany eksperyment.


Zupa pomidorowo – jabłkowa


4 – 5 sporych jabłek
1 łyżka cukru (jeśli jabłka są bardzo kwaśne to ilość cukru zwiększyć do 1 ½ łyżki)
1 kg pomidorów (najlepsze są odmiany lima)
¾ l bulionu
¼ łyżeczki pestek peperoncino lub ¼ łyżeczki chilli
kilka gałązek tymianku
sól, pieprz

Jabłka obrać, pokroić w małe kawałki, zasypać cukrem i rozprażyć na małym ogniu do rozpadnięcia się. Pomidory sparzyć, obrać ze skórki, usunąć twardą część z szypułką. Obrane pomidory pokroić, dodać do rozprażonych jabłek, wlać też bulion, dodać tymianek, peperoncino i całość gotować na niezbyt dużym ogniu tak długo aż pomidory zrobią się rozgotowane. Całość zmiksować (po wyłowieniu gałązek po tymianku), następnie przetrzeć przez sito. Tak powstałą zupę doprawić do smaku solą i pieprzem.
Smacznego!!!




Łazienkę odzyskałam. Ponad dobę nie miałam wcale dostępu do łazienki – koszmar, nikomu nie polecam. Nadal sprzątam po remoncie a jakby było mi mało zafundowałam sobie i W. malowanie kuchni tak za jednym bałaganem. Teraz czeka mnie sprzątanie we wszystkich szafach i zakamarkach no i zamówienie kabiny prysznicowej, na razie korzystamy z prysznica w sposób nie do końca wygodny, ale korzystamy i to jest najważniejsze. W. musi jeszcze odświeżyć drzwi i futryny w łazience i będzie można powiedzieć, że to koniec. 




Zdjęcia zrobiłam tuż po odzyskaniu łazienki, nie była jeszcze posprzątana, ale jest i to najważniejsze :)