Pewnie nie
pamiętacie bajki o kluczyku sprzed dwóch lat, ale warto sobie przypomnieć jak
to z duńskimi domkami do wynajęcia bywa. Po poprzednich przeżyciach byliśmy
nastawieni, że z kluczem może być różnie, ale sytuacja wyjaśni się bez
problemu.
Jakiś tydzień,
może dwa przed wyjazdem napisaliśmy maila do biura o podanie dokładnego adresu
gdzie i jak odbierzemy klucze, zwłaszcza, że na miejsce dotrzemy
najprawdopodobniej dopiero po 21. W odpowiedzi podano nam adres oraz kod jak
otworzyć box z kluczami, oraz telefon kontaktowy.
Spokojni dotarliśmy na wskazane miejsce, kod zadziałał,
ale oczywiście koperty z kluczami dla nas nie było. Kilka razy sprawdzaliśmy,
ale nawet dziesiąte przekładanie 4 leżących kopert niczego nie zmieniło. Nie
pozostało nam nic innego jak skorzystać z podanego w mailu telefonu. Niestety
ten był wyłączony i od razu włączała się poczta głosowa. Po chwili namysłu i
przypomnieniu sobie jak to było 2 lata temu postanowiliśmy w ciemno pojechać do
wynajętego domu (dodam tylko, że oddalonego o ponad 30 kilometrów od miejsca
wskazanego w mailu) i poszukać kluczy. Kiedy dotarliśmy od razu wiedzieliśmy,
że nic z tego. Tutaj żadne klucze na nas nie czekają. Zmęczeni jak diabli –
niemieckie autostrady przestały być miłe dla podróżujących, mocno już wkurzeni
zaczęliśmy się nawet zastanawiać czy dałoby się jakoś włamać do środka –
posprawdzaliśmy okna, ale oczywiście wszystko dokładnie zamknięto i oznakowano,
że domek ma alarm. Jeszcze jedna próba dodzwonienia się na podany numer, ale
oczywiście nadal bezskuteczna. Nagle popatrzyłam na kubeł na śmieci stojący
przed bramą domku. Na nim była nalepka biura wynajmującego domki z numerem
telefonu, innym od tego w mailu. Po kilku próbach udało nam się dodzwonić do
kogoś kto pomógł nam w całym tym nieprzyjemnym zdarzeniu. Okazało się, że
klucze czekają na nas w zupełnie innym od wskazanego miejscu, na szczęście w
odległości kilkunastu kilometrów a nie np. kolejnych 30, bo czas płynął, a
zmęczenie z każdą minutą rosło. Pobraliśmy klucze i noc spędziliśmy już w
łóżkach. Jednak cała sytuacja była dla nas na tyle nieprzyjemna, że
postanowiliśmy nie zostawić tego bez komentarza. Pojechaliśmy do biura wynajmu
(tam gdzie podobno mieliśmy pobrać klucze) w godzinach urzędowania i
poprosiliśmy o rozmowę z kierownikiem biura. Pani wysłuchała nas, przeczytała
maila który otrzymaliśmy i dostała gęsiej skórki, że coś takiego się
przytrafiło. Przepraszała nas bardzo serdecznie, wyraźnie widać było, że wczuła
się w naszą sytuację i na przeprosiny dostaliśmy butelkę wina i czekoladki J
Mam nadzieję, że
nikt już nie otrzyma z tego biura błędnych informacji, telefon kontaktowy
(który wg Pani Kierownik powinien być włączony 24 h na dobę) będzie zawsze
czynny i każde wakacje w duńskiej krainie rozpoczną się tak jak trzeba, bez
niepotrzebnych nerwów czy stresu gdzie spędzić noc.
Sam domek był
bardzo sympatyczny i idealny dla dwóch osób, sypialnia z bardzo wygodnym
łóżkiem, taras (a nawet dwa tarasy) na którym jadaliśmy śniadania i pozostałe
posiłki, mała ale wystarczająco dobrze wyposażona kuchnia, salon i część
jadalna na wypadek gdyby pogoda nie pozwoliła zjeść posiłku na świeżym
powietrzu. Do tego spory kawałek własnego terenu otoczonego żywopłotem pozwalała
cieszyć się prywatnością i spokojem okolicy. Do morza mieliśmy kilkaset metrów
więc spacery brzegiem były czymś oczywistym każdego dnia.
Wino i czekoladki zostały szybko spożytkowane - były doskonałe :)
I obiecane liczne zdjęcia z Jutlandii