poniedziałek, 31 października 2011

Ciasto (tort) z kremem jabłkowym lekkie jak mgiełka

Zaraz po zmianach ustrojowych w Polsce w kioskach zaczęły pojawiać się przedruki czasopism z Niemiec, wśród nich były też pisemka kulinarne. Ponieważ kuchnia i dobre jedzenie fascynowały mnie od zawsze kupowałam je i skrzętnie gromadziłam. Niestety w dużej części przepisy nie nadawały się do wykorzystania, bo składniki potrzebne do wykonania danego ciasta czy dania były nieosiągalne. Pamiętam jak czytałam o marcepanie, czy masie nugatowej, śliniłam się na samą myśl o tym jakie to musi być pyszne i niestety na marzeniach o dostępności towarów się kończyło. Dzisiaj czasy się zmieniły, sklepy są dużo lepiej zaopatrzone a np. marcepan nie jest już nieosiągalnym rarytasem. Dlatego wyciągnęłam z zakamarków szafki stare gazetki i zaczęłam je przeglądać świeżym okiem. Na pierwszy ogień poszło ciasto z kremem jabłkowym. Dlaczego nie coś bardziej wyszukanego? Nie wiem, ale zdjęcia ciasta i przepis bardzo do mnie przemówił. Wydawało się, że z tego przepisu wyjdzie ciasto delikatne, lekkie i pyszne, które będzie wspaniałą alternatywą dla tortów. I nie pomyliłam się, ciasto należałoby nazwać tortem z kremem jabłkowym, jest leciutkie jak mgiełka.



Ciasto z kremem jabłkowym


ciasto:

200 g masła o temperaturze pokojowej
200 g cukru
4 jajka
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
100 g mąki pszennej
100 g skrobi kukurydzianej
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia

krem:

750 g jabłek
50 g cukru
250 g kremówki
½ łyżeczki mielonego cynamonu
sok z cytryny
cukier puder do posypania ciasta

 Masło utrzeć z cukrem i ekstraktem waniliowym na puszystą masę, dodawać po jednym jajku, dokładnie miksować. Kiedy wszystkie jajka zostaną wrobione w masę dodać obie mąki, wymieszane z proszkiem do pieczenia. Wszystko dokładnie zmiksować. Masa powinna być puszysta i dobrze napowietrzona. Nagrzać piekarnik do 180 stopni. Ciasto podzielić na 3 części, piec każdą osobno w tortownicy o średnicy 22 cm przez około 10 minut.

W tym czasie obrać jabłka, pokroić je na mniejsze kawałki, dodać cukier, odrobinę wody i dusić aż zmiękną całkowicie. Lekko przestudzić, następnie zmiksować, albo przetrzeć przez sito, tak aby uzyskać mus jabłkowy. Mus gotować jeszcze trochę, dodać cynamon i sok z cytryny aż do zgęstnienia masy. Mus odstawić do wystudzenia. Kremówkę ubić na sztywno, łyżkami dodawać do wystudzonego całkowicie musu jabłkowego. Kremem posmarować warstwy ciasta, złożyć je w całość. Wierzch ciasta posypać cukrem pudrem.

Smacznego!


niedziela, 30 października 2011

Placuszki dyniowo – pomarańczowe

Kawałek dyni bananowej zalegał od kilku dni w mojej lodówce, nie dość że zajmował miejsce, to jeszcze potrafił wylecieć kiedy wyjmowałam inne skarby zamieszkujące lodówkę. Przyszła zatem pora na pozbycie się kłopotliwego lokatora :) Niedziela to idealny dzień na wspólne śniadanie, na które nie będą serwowane wyłącznie kanapki, twarogi i inne codzienne specjały. To czas na wyjątkowe smakołyki. Tym sposobem kawał dyni bananowej zakończył żywot w postaci pysznych, bardzo aromatycznych placuszków dyniowo – pomarańczowych.



Placuszki dyniowo – pomarańczowe


450 g obranej i pozbawionej nasion dyni
1 duża pomarańcza
2 jajka
1 szklanka mąki (ilość orientacyjna)
2 łyżki cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
olej do smażenia

 Dynię pokroić w kostkę. Pomarańczę dokładnie wyszorować, zetrzeć z niej skórkę (uważając aby nie utrzeć z białym albedo), wycisnąć z niej sok. Do rondelka wrzucić dynię, zalać sokiem z pomarańczy i dusić pod przykryciem do całkowitego zmięknięcia dyni. Wystudzić, a następnie zmiksować lub przetrzeć na puree. Do tak przygotowanego puree dodać pozostałe składniki i otartą skórkę z pomarańczy. Dokładnie wymieszać. Ciasto powinno mieć konsystencję bardzo gęstej śmietany. Dobrze jest dodawać mąkę stopniowo, aby uzyskać wymaganą konsystencję, jeśli zajdzie taka potrzeba dodać więcej lub mniej mąki niż jest w przepisie.

Na patelni rozgrzać olej, smażyć z obu stron małe okrągłe placuszki.

Podawać posypane cukrem pudrem, lub polane np. sokiem malinowym czy też syropem klonowym.

Smacznego!

Przepis dodaję do Święta Dyni zorganizowanego przez Beę.


piątek, 28 października 2011

Chleb Norwich – WP #122

Bardzo mi brakowało wspólnego pieczenia chleba. Nawet nie sądziłam, że jest to tak wciągające. I nie chodzi o sam wypiek chleba, bo domowy chleb gościł regularnie na moim stole, ale o nowe receptury i wspólną zabawę. Aktualnie zaproponowana formuła Weekendowej Piekarni bardzo mi odpowiada, mogę sama wybrać najdogodniejszy dla mnie termin wypieku, a kilka receptur daje możliwość wyboru takiej, która najbardziej przypadła mi do gustu. Tym razem wybór padł na chleb na zakwasie. Upiekłam z połowy porcji, ale nie był to dobry pomysł. Chleb jest bardzo smaczny, niestety słabo składałam ciasto w trakcie wyrastania i w moim bochenku pojawiły się wolne przestrzenie, na szczęście niewielkie. Przepis ląduje wśród tych wartych powtarzania.



Chleb Norwich (cytuję za autorem WP)

2 kg (4 mniejsze/2 większe bochenki)
mieszanie+autoliza: 35 min.
pierwsza fermentacja: 2,5 godz.
podzielenie, odpoczywanie, formowanie: 20 min.
wyrastanie: 2,5 godz./1,5 godz. + leżakowanie w chłodzie 2-16 godz.
pieczenie: 35 min.
Pożądana temp. ciasta: 24,5°C

Składniki:
900 g białej pszennej mąki chlebowej
120 g żytniej mąki z pełnego przemiału
600 g wody (23°C)
360 g aktywnego zakwasu (100% hydracji)
23 g soli

Przygotowanie: Wymieszać wszystkie składniki, z wyjątkiem soli!, do połączenia składników (mikserem ok. 1 minuty). Odstawić na 30 minut do autolizy. Dodać sól i dalej wyrabiać ok.3-4 minut, aż gluten będzie średnio rozwinięty.


Przełożyć ciasto do naoliwionego pojemnika, niższy będzie lepszy, bo poręczniejszy przy składaniu ciasta. Przykryte folią odstawić do wyrośnięcia w temp. pokojowej na 2 1/2 godziny, składając po 50 i 100 minutach. Wyrośnięte ciasto wyłożyć na lekko omączony lub naoliwiony blat, podzielić na 4x400-500 g albo 2x800-1000 g. (Susan napisała, że często część ciasta zostawia w pojemniku w lodówce i później robi z niego pizzę).


Każdą z porcji ciasta uformować w kulę, oprószyć mąką i przykryte folią zostawić na 15 min., żeby odpoczęły. Porcje ciasta formować w owalne lub okrągłe bochenki. Wstawione do dużych worków lub przykryte naoliwioną folią mają teraz wyrastać 2-2 1/2 godziny ALBO wyrastać 1 1/2 godz. w temperaturze pokojowej i 2-16 godzin w lodówce (innym zimnym miejscu), np. przez noc. Te przenocowane w zimnie wstawia się, po nacięciu, do nagrzanego piekarnika.

Kiedy bochenki rosną, albo czekają na swoją kolej w lodówce, trzeba nagrzać piekarnik do temp. 245 stopni Celsjusza. W początkowej fazie pieczenia potrzebna też będzie para (kilka kostek lodu rzuconych na dno piekarnika/ścianki piekarnika spryskane wodą za pomocą zraszacza do kwiatów). Bochenki posypywać semoliną i przekładać na łopatę/papier do pieczenia, naciąć, włożyć do pieca. Teraz trzeba zmniejszyć temperaturę do 200°C, piec 12 minut z parą, uchylić drzwiczki, żeby parę wypuścić i piec jeszcze 15-18 minut.


Czas pieczenia oczywiście zależy od piekarnika i wielkości bochenków. Gotowy chleb popukany w dno wydaje niepowtarzalny pusty odgłos.

środa, 26 października 2011

Quiche z dynią, burakami i kozim serem

Pyszne, kolorowe, cieszące oko i podniebienie danie wchodzi na stałe do mojego kulinarnego repertuaru.

Danie powstało w ramach Święta Dyni organizowanego przez Beę.



Quiche z dynią, burakami i kozim serem

ciasto:

250 g mąki
125 g zimnego masła
50 g utartego parmezanu
1 jajko
1 – 3 łyżek zimnej wody (ewentualnie)

farsz:

500 g dyni
pęczek dymki
kilka gałązek świeżego tymianku lub szczypta suszonego
2 łyżki oliwy
2 ugotowane lub upieczone buraki średniej wielkości
150 g koziego sera sałatkowego
3 jajka
150 ml śmietanki

sól, pieprz



Z podanych składników zagnieść szybko ciasto (do ciasta nie dodajemy soli, bo parmezan jest wystarczająco słony), zawinąć w folię i włożyć do lodówki na ½ godziny. W tym czasie surową, obraną dynię utrzeć na tarce o dużych oczkach. Rozgrzać na patelni oliwę, wrzucić dynię i tymianek. Smażyć całość do zmięknięcia dyni. Posolić popieprzyć do smaku. Odstawić do wystygnięcia. Ciasto wyjąć z lodówki, rozwałkować, wyłożyć nim wysmarowaną masłem formę do tarty (o średnicy 23 cm), obciąć wystające kawałki ciasta. Przykryć papierem do pieczenia, wsypać porcelanowe kulki do pieczenia lub suchą fasolę i wstawić do pieca nagrzanego do 190 stopni na 15 minut. W tym czasie utrzeć na grubej tarce obrane buraki, ser pokruszyć, a dymkę posiekać. Po 15 minutach wyjąć ciasto z piekarnika, zdjąć papier z obciążnikami. Na cieście rozsypać ser, na to równomiernie rozłożyć utarte buraki. Do dyni dodać dymkę, wymieszać a całość rozłożyć na warstwie buraczanej. Jajka roztrzepać ze śmietanką, doprawić solą i pieprzem, wylać na warzywa. Całość piec w 190 stopniach 20 minut. Quiche smakuje równie dobrze  na gorąco (zaraz po wyjęciu z pieca) jak i na zimno.

Smacznego!

poniedziałek, 24 października 2011

Tort czekoladowo - gruszkowo - imbirowy

Jak pogodzić apetyty wszystkich domowników???? Mnie się tym razem udało :) Maleństwo od dłuższego czasu marudziło, że o torcie w domu można tylko pomarzyć, a o torcie czekoladowym to można zapomnieć, W. uwielbia imbir zwłaszcza kandyzowany, a ja mogę jeść bez przerwy ciasta owocowe. Postanowiłam spełnić oczekiwania wszystkich i tym sposobem powstał tort czekoladowo – gruszkowo - imbirowy. Gruszki to wyjątkowe owoce. Wspaniale nadają się do dań wytrawnych, cudownie komponują się na przykład z ostrym serem pleśniowym, ale i w słodkich daniach bywają niezastąpione. Zawsze miałam słabość do nich. Podobno kiedy byłam małą (naprawdę małą) dziewczynką pojechałam z rodzicami na wakacje do ówczesnej Jugosławii (wczesne lata 70), na targu rodzice zapytali mnie jakich owoców chciałabym spróbować. Mnogość gatunków była dla Polaków oszałamiająca: brzoskwinie, morele, winogrona, arbuzy, melony, których w naszych rodzimych zieleniakach nikt nigdy nie oglądał. Obejrzałam ponoć wszystko co było wyłożone na straganach i poprosiłam: „gruseckę bym zjadła”. Nie dałam się przekonać i konsekwentnie jadałam gruszki, których ogromne ilości miałam również w przydomowym ogrodzie. Podobnie zachowywało się Maleństwo kiedy pierwszy raz pojechaliśmy do Chorwacji, zupełnie nie wiem co w tych gruszkach jest, ale dla mojej rodzinki to owoce wyjątkowe :)

Ale dosyć tych rodzinnych wspominków, pora przejść do konkretów.


Tort czekoladowo - gruszkowo - imbirowy

ciasto:
200 g ciemnej, gorzkiej czekolady (70%)
225 g masła
3 całe jajka
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
250 g cukru
135 g mąki
1/4 łyżeczki soli

masa gruszkowa:
1 kg dojrzałych gruszek
1 cytryna
400 ml soku gruszkowego lub jabłkowego
1 galaretka gruszkowa (ewentualnie inna o jasnym kolorze)

masa śmietanowa:
500 ml śmietany kremówki
50 g cukru pudru
2 łyżeczki mielonego imbiru
3 łyżeczki żelatyny
50 g kandyzowanego imbiru drobno posiekanego



Połamaną na kostki czekoladę z masłem rozpuścić na parze. Jajka ubić razem z cukrem na bardzo puszystą masę, do niej delikatnie wlać rozpuszczoną czekoladę z masłem, wymieszać, dodać pozostałe składniki, znów bardzo delikatnie wymieszać. Przygotowane ciasto wylać do wysmarowanej masłem i wysypanej bułką tartą tortownicy o średnicy 25 – 26 cm, wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec około 20-25 minut. Ciasto ma prawo być lekko mokre, przepieczone przestaje być takie smaczne. Ciasto wyjąć z piekarnika i całkowicie wystudzić.

Gruszki obrać pokroić w ósemki, skropić sokiem z całej cytryny, wymieszać z sokiem gruszkowym lub jabłkowym i gotować kilka minut do ich zmięknięcia. Owoce wyjąć łyżką cedzakową, odsączyć. Ułożyć je na wystudzonym cieście. W tym czasie z soku pozostałego z gotowania owoców przygotować galaretkę. Kiedy ta zacznie wyraźnie tężeć wylać ja na gruszki i całość schować do lodówki. Masę śmietanową zaczynamy przygotowywać kiedy masa gruszkowa całkowicie stężeje. Wówczas ubić schłodzoną kremówkę, dodać do niej cukier i mielony imbir. Następnie w 2-3 łyżkach gorącej wody rozpuścić żelatynę (można ją wcześniej namoczyć w łyżce wody, wówczas łatwiej się rozpuści) i wlewać ją cieniutkim strumieniem do masy śmietanowej wszystko dokładnie mieszając. Połowę masy śmietanowej rozsmarować na masie gruszkowej, posypać kandyzowanym imbirem a następnie rozsmarować pozostałą śmietanę. Całość schłodzić w lodówce do stężenia masy śmietanowej.

Udekorować tort wg własnej inwencji (ja posypałam go lekko gorzkim kakao)

Smacznego!

sobota, 22 października 2011

Karmelizowana dynia z wodą różaną

Turecki obiad zakończyliśmy karmelizowaną dynią. Przepis oryginalny znalazłam w „Smaki Turcji" ale odrobinę go zmodyfikowałam. Dynia wyszła bardzo smaczna, choć jak każdy turecki deser, była bardzo słodka. Myślę, że tak przygotowane kostki dyni świetnie nadają się do wykorzystania również w innej formie, nie tylko jedzone samodzielnie.


Karmelizowana dynia z woda różaną

Moja wersja przepisu

 ½ kg dyni piżmowej, obranej i pozbawionej nasion

115 g cukru

szczypta cynamonu

2 łyżki wody

1 łyżka wody różanej

garść uprażonych i posiekanych orzechów włoskich



Dynię pokroić w kostkę o wymiarach 2x2 cm. Wrzucić ją do rondla posypać cukrem, cynamonem, wlać wodę i mieszając gotować na średnio wolnym ogniu, aż niemal cała woda wyparuje (z dyni wycieknie sok i ilość płynu wyraźnie się zwiększy). Dodać wodę różaną i dalej mieszając gotować do niemal całkowitego odparowania. Dynię przełożyć do salaterki, posypać orzechami. Deser podawać całkowicie wystudzony.
Osobiście następnym razem wodą różaną pokropię jeszcze dynię po zakończeniu duszenia, aby wzmóc aromat.

Smacznego!

 Przepis dodaję do akcji zorganizowanej przez Beę w której biorę udział nie po raz pierwszy, ale po raz pierwszy jako blogerka.

czwartek, 20 października 2011

Gözleme i pływający bar szybkiej obsługi z pysznym, zdrowym jedzeniem

OSTATNI DZIEŃ pobytu w Turcji spędziłyśmy z Anią na wycieczce statkiem po, okolicznych wysepkach i zatoczkach. Dzien Mijal nam na podziwianiu koloru morza, kąpielach i innych drobnych przyjemnościach. W porze obiadowej w bezpośrednim sąsiedztwie naszego Statku pojawiła sie mała łódeczka. Okazało sie, Ze do pływająca Smażalnia Gozleme. Mozna bylo zamówić Klasyczne z serem i natka pietruszki, Albo z bananami i czekoladą. Pan przyjmował zamówienie, pani wałkowała cieniutkie Jak z papier placki, nakładała nadzienie i. smażyła zamówione dania. Zjadłyśmy po jednym Gozleme z serem i natka pietruszki. Aby bylo pyszne!





Teraz planując Obiad turecki od razu wiedziałyśmy, ZE NIE obejdzie sie Bez Tego niezwykle prostego i pysznego jedzenia piwo.

 Gozleme

Ciasto:

675 g maki

2 jajka

150 ml Wody (ja musiałam dac WIĘCEJ, ABY uzyskać właściwą konsystencje Ciasta)

1 Łyżeczka Soli

Oliwa

Nadzienie:

400 g sera typu bałkańskiego

Pęczek natki pietruszki DUŻY

pieprz

Z podanych składników (z wyjątkiem oliwy) zagnieść sprężyste ciasto (Jak na makaron). Zostawić je zawinięte w folie na 15 minut ABY odpoczęło. Po Tym czasie odrywać kawałki Ciasta, formować kulki i na Solidnie podsypanej stolnicy wałkować BARDZO Cienkie (jeśli nie nie osiągniemy właściwej grubości do Gozleme SIE NAM NIE dosmaży) Okrągłe placki. Wnętrze lekko posmarować Oliwie rozsypać pokruszony ser i solidna garść posiekanej natki, całość popieprzyć. Nadzienie powinno zajmować mniej WIĘCEJ 1/3 Plakietki (na środku). Nastepnie złożyć z dwóch przeciwległych stron Wolne Fragmenty Ciasta, tak ABY lekko na siebie nachodziły, aby Samo zrobic z pozostałymi dwoma bokami. W dziesięć sposób należy uzyskać kwadratową kopertę, lekko ja posmarować Oliwie. Kłaść tak przygotowany placek na rozgrzaną patelnię i smażyć Sucha po 2-3 Minuty z każdej Strony Do zrumienienia.

Gozleme mozna przygotować z innymi nadzieniami: wspomnianymi bananami i czekoladą, ze szpinakiem i serem, pieczarkami ITP.

Niestety nie nie moge pokazać efektu końcowego naszej kuchennej Przygody, gdyż aparat fotograficzny złośliwie odmówił Współpracy, click here ale widac wałkowanie Ciasta :)

środa, 19 października 2011

Kisir – sałatka z kuskusu

Obiad turecki nie mógł się obejść bez meze, czyli drobnych przystawek. Nasza hotelowa restauracja serwowała pyszną sałatkę z kuskusu o nazwie kisir. Poszukałam w różnych źródłach przepisu na nią i pamiętając smak oryginały zrobiłam swoją wersję, równie pyszną.



Kisir

1 szklanka suchej kaszki kuskus

2 łyżki koncentratu pomidorowego

1 – 2 łyżeczki ostrej pasty paprykowej (można pominąć, albo zamienić pastę na suchą mieloną ostrą paprykę ilość dobierając wg własnego uznania)

2-3 pomidory (można pominąć)

pęczek natki pietruszki

mały pęczek dymki

garść świeżych liści mięty

¼ szklanki oliwy z oliwek

sól


Do miski wsypać kaszę, zalać ja wrzącą wodą w takiej ilości, aby woda sięgała centymetr nad powierzchnię kaszy. Miskę przykryć i pozostawić na 10 – 15 minut. Kiedy kasza zmięknie i napęcznieje dodać koncentrat pomidorowy, pastę paprykową, dokładnie wymieszać. Pomidory sparzyć, obrać ze skórki i pokroić w drobną kostkę. Dymkę, natkę i miętę posiekać. Pomidory i zioła dodać do sałatki, wymieszać, doprawić do smaku solą, ewentualnie dodać więcej pasty paprykowej (ostrej mielonej papryki) oraz wlać oliwę z oliwek. Całość jeszcze raz dokładnie wymieszać, wstawić do lodówki aby sałatka się dokładnie schłodziła.

Podawać jako przystawkę lub jako dodatek do dań. Ja bardzo chętnie pakuję kisir do pudełeczka i biorę do pracy na lunch.

Smacznego!


wtorek, 18 października 2011

Turecka zupa z soczewicy

W niedzielę razem z Anią wspominałyśmy kulinarnie wspólnie spędzone wakacje w Turcji. Nasze rodziny zostały uraczone, między innymi turecką zupą z soczewicy. Ania, co prawda miała bardzo złe wspomnienia związane z soczewicą i zupą z niej ugotowaną, ale tym razem przekonała się, że czymś zupełnie innym jest zupa zaserwowana przez gospodę w Czechach, a czymś innym ta z przepisu tureckiego. Nie tylko zjadła ze smakiem, ale wraz z córką pytały, co jeszcze można ugotować z soczewicy.



Turecka zupa z soczewicy

300g soczewicy

1 spora cebula pokrojona w kosteczkę

1 mała ostra papryczka

1 spora marchewka pokrojona w kostkę

1 łyżeczka mielonej kolendry

1 ½ l bulionu drobiowego lub warzywnego

oliwa

sól

cytryna (do podania)


Soczewicę dokładnie przepłukać i odsączyć na sicie. W garnku, w którym będziemy gotować zupę rozgrzać 2 łyżki oliwy, wrzucić na nią cebulę i drobno posiekaną ostrą papryczkę. Kiedy cebula się zeszkli wrzucić soczewicę, wlać bulion, dodać marchewkę oraz kolendrę. Całość gotować około 40 minut aż soczewica i marchewka będą całkowicie miękkie. W miarę gotowania uzupełniać ilość płynu dolewając wodę. Następnie zupę zmiksować, ostatecznie doprawić solą i podawać z cząstkami cytryny.

Smacznego!

 Zupa jest rozgrzewająca i sycąca, świetnie nadaje się na jesienny obiad. Oprócz zupy z soczewicy na obiad były:... c.d.n.

poniedziałek, 17 października 2011

Iberyjska marmolada z pigwy

Moja kuzynka mieszkająca od ponad 30 lat w Hiszpanii podała mi przepis na tradycyjną marmoladę z pigwy. Jednak szukając w internecie źródła tego przepisu przekonałam się, że bardzo prawdopodobne jest, iż nie jest to specjał hiszpański, ale portugalski. Już sama nazwa marmolada pochodzi od portugalskiego słowa „marmelo” oznaczającego nic innego jak pigwę. Nie zamierzam tutaj rozstrzygać, czy przepis jest z jednego czy drugiego kraju, poprzestanę na stwierdzeniu, że jest to specjał pochodzący z Półwyspu Iberyjskiego.

Wraz z przepisem do mojej kuchni trafiła porcja pięknych zdrowych owoców pigwy. To co uzyskałam z nich jest niezwykle smaczne, niestety konsystencja w moim wykonaniu nie jest zgodna ze wzorcem. Nic straconego, następnym razem pójdzie mi lepiej.



Marmolada z pigwy

 1 ½ kg dojrzałych owoców pigwy

cukier – ilość cukru powinna się mieścić w przedziale ½ do ¾ części wagowej pigwy (ja dałam 1 kg)

1 ziarenko tonki (oryginalny przepis nic o tym nie mówi, spokojnie można pominąć)


Całe, nieobrane owoce dokładnie wymyć, ściereczką oczyścić z „meszku”, włożyć do dużego garnka, zalać wodą, gotować bez przykrycie aż owoce wyraźnie zmiękną (patyczek wbijany w pigwę powinien bez oporu w nią wchodzić). Odcedzić i pozostawić do ostygnięcia. Kiedy pigwy będą już letnie, obrać je ze skórki, wyciąć gniazda nasienne, a następnie rozdrobnić na papkę w melakserze.


 Tak przygotowaną pulpę, przełożyć do szerokiego, dużego rondla z grubym dnem, postawić na ogniu i cały czas mieszając wsypywać cukier. Całość gotujemy intensywnie mieszając tak długo, aż uzyskana masa sama zacznie odchodzić od ścianek naczynia. Pod koniec smażenia dodajemy utarte na tarce ziarno tonki. Tak uzyskaną marmoladę wykładamy do naczyń, w których będziemy ją przechowywać. Podobno nie ma potrzeby ani zamykać jej w słoikach, ani pasteryzować. Osobiście marmoladę zamknęłam w słoikach z szerokimi otworami.

Smacznego!



Marmolada po wystygnięciu powinna mieć konsystencję stałą, taką, aby można było ją kroić nożem. Moja niestety takiej nie uzyskała. Jest bardzo, ale to bardzo gęsta, trudno się nią smaruje, zachowuje się jak smoła ;) Prawdopodobnie smażyłam ją troszkę zbyt krótko (około 1 godziny, a kuzynka coś wspominała o ponad godzinie, bliżej 1 ½ godziny). Na smak to nie wpłynęło, ale na wygodę jedzenia z całą pewnością. Następnym razem posmażę ją trochę dłużej.

Marmolada nadaje się nie tylko do smarowania pieczywa, ale kiedy jest całkiem stała świetnie komponuje się z ostrym serem owczym. Hiszpanie jedzą ją z serem Manchego.

czwartek, 13 października 2011

Pamukkale

Wakacje dawno się skończyły, aura za oknem powoduje, że już zaczynam tęsknić do następnych. Niestety najgorszy czas przede mną. Jesienne słoty i brak słońca powodują pogarszające się samopoczucie i brak energii życiowej. Co prawda w tym roku postanowiłam odpowiednio wcześniej rozpocząć profilaktykę apatii jesiennej (postanowiłam zafundować sobie zajęcia ruchowe różnego typu), ale jaki przyniesie to skutek zobaczymy dopiero po sezonie. Na razie powracam myślami do tureckiego słońca i ciepła, póki co jeszcze mi to wystarcza.


Pamukkale czyli „Bawełniany zamek” to cud natury na skalę światową. Nie ma się co dziwić zatem, że spotkać tam można nieprzebrane tłumy turystów. Jak dla mnie niestety, bo męczy mnie tłum i tracę całą przyjemność zwiedzania. Tym razem byłam dzielna częściowo, bo odpuściłam sobie brodzenie w basenach sztucznie utworzonych trawertynów, skąd uciekłam w popłochu, ale za to pospacerowałam po podestach, z których podziwiałam niesamowite twory natury.



Cytując za Wikipedią: „Pamukkale słynie z wapiennych osadów powstałych na zboczu góry Cökelez. Wypływająca z gorących źródeł woda, bogata w związki wapnia i dwutlenek węgla, ochładzając się na powierzchni, wytrąca węglan wapnia, którego osady układają się w malownicze nacieki i stalaktyty. Na zboczu góry, wykorzystując nierówności terenu, powstają progi, półkoliste i eliptyczne baseny wody termalnej, ukształtowane w formie tarasów, oddzielone od siebie obłymi zaporami, po których spływa woda. Proces ten trwa nieprzerwanie od około 14 tysięcy lat. Twory te w czasach rzymskich nazywane zostały trawertynami.” UNESCO, które wpisało to miejsce na swoją listę światowego dziedzictwa przyrodniczego, próbuje chronić ten unikatowy twór przed rzeszami, często niezdyscyplinowanych turystów. Działania są zauważalne i miejmy nadzieję, że będą skuteczne.



poniedziałek, 10 października 2011

Basikowa wersja Pyzowego makaronu z dynią :)

Lubię wspólne gotowanie, niby wszyscy gotują czy pieką z tego samego przepisu a tak naprawdę u każdego danie wygląda inaczej. Tym razem wspólną zabawę zorganizowała Pyza, a dołączyły się Ola , Kasia , AsiekMarianna ,  Sylwia , Kasia , Gosia mam cichą nadzieję, że nic tu nie namieszałam, bo lista długa i coś mi się plątało w dodawaniu linek ;)

Przepis Pyzy spodobał mi się, ale postanowiłam zrealizować go po swojemu. Przede wszystkim lubię kiedy dynia jest w kawałkach i nie jest nadmiernie miękka, dlatego ograniczyłam się tylko do lekkiego podpieczenia kostek dyni piżmowej.



Makaron z dynią

(wersja oryginalna Pyzy z dopisanymi moimi modyfikacjami)

500 g makaronu paccheri (to takie nieduże rurki szersze przy jednym końcu - można zastąpić po prostu rurkami przyp.Iza)

2 łyżki masła

2 łyżki tartego parmezanu

4 pokrojone w paski cienkie plasterki szynki parmeńskiej (u mnie surowy boczek wędzony)

2 łyżki uprażonych i drobno posiekanych orzeszków pinii

świeżo zmielony czarny pieprz


sos dyniowy: 800 g obranej i pokrojonej w kostkę dyni

4 łyżki oliwy z oliwek

2 listki posiekanej świeżej szałwii (ja dałam kilka listków więcej)

50 ml białego wytrawnego wina

 300 ml śmietany 36%


Aby przygotować sos, należy sparzyć dynię wkładając ją do wrzącej (pominęłam ten etap), lekko osolonej wody na 5 minut. Odcedzić, wymieszać ją dokładnie z szałwią i oliwą z oliwek. Doprawić solą i świeżo zmielonym pieprzem i piec 40 min.(piekłam ją 15 minut) w temperaturze 170st.C - najlepiej piec dynię w naczyniu, w którym potem będziemy robić sos. Po wyjęciu z piekarnika postawić naczynie na gazie/ogniu, dodać szynkę parmeńską, dolać wino, śmietanę i gotować przez 5 minut do zgęstnienia sosu.

Makaron ugotować al'dente w dużej ilości wody - 1 litr wody na 100g makaronu - z odrobiną oliwy z oliwek, od czasu do czasu mieszając. Makaron odcedzić. Włożyć makaron do sosu a gdy sos będzie zbyt gęsty dodać 2 łyżki wody z gotowania,  zestawić z ognia, dodać masło i parmezan, delikatnie wymieszać. Doprawić świeżo zmielonym pieprzem i każdą porcję posypać orzeszkami pinii (ja o nich zapomniałam i znalazłam po obiedzie ;D )




niedziela, 9 października 2011

Dyniowy wieniec drożdżowy

Dynie wielokrotnie wykorzystywałam do słodkich wypieków, ale nigdy wcześniej nie było to ciasto drożdżowe. Muszę przyznać, że połączenie jest wspaniałe. Ciasto wyszło puszyste i wilgotne, ale przy tym lekkie.


Przepis dedykuję Bei i Jej Festiwalowi Dyni

Drożdżowy wieniec dyniowy


½ kg mąki

¼ kg utartej na drobnych oczkach dyni (jakieś suchej odmiany)

½ szklanki ciepłego mleka

3 jajka

2 dag drożdży

25 dag cukru

12 ½ dag roztopionego masła

1 łyżeczka ekstraktu waniliowego

garść rodzynek



lukier: cukier puder, sok z ½ cytryny



Dynię, jajka, drożdże i 1 szklankę mąki oraz mleko wymieszać i odstawić do wyrośnięcia. Gdy wyraźnie widać, że masa się ruszyła dodajemy pozostałe składniki i wyrabiamy dokładnie. Ciasto będzie dość luźne, ale gdyby było płynne należy dodać jeszcze trochę mąki (wszystko zależy od wilgotności mąki i ilości wody zawartej w dyni). Po dokładnym wyrobieniu całości, pozostawiamy w ciepłym miejscu do podwojenia objętości. Ciasto przekładamy do formy i pieczemy w 180 stopniach przez około 1 godzinę (do suchego patyczka). Po wystudzeniu polać wieniec lukrem przygotowanym z cukru pudru i soku z cytryny.

Smacznego!!!

czwartek, 6 października 2011

Bretońskie galetty z karmelizowaną cebulą

O galettach już kiedyś pisałam, a że są potrawą łatwą, szybką i pyszną często goszczą na moim w stole. Zwłaszcza w środku tygodnia, kiedy czasu na gotowanie jest zdecydowanie mniej. Tym razem postanowiłam podać je klasycznie z jajkiem, ale również z karmelizowaną czerwoną cebulą. Zestaw wyszedł pyszny, słodka cebula wspaniale kontrastowała z lekko orzechowym posmakiem gryczanego naleśnika.



Przepis na galettes znajdziecie tutaj-klik


Karmelizowaną cebulę robiłam z takiego przepisu:

Karmelizowana czerwona cebula

5 sporych czerwonych cebul pokrojonych w piórka
3 - 4 łyżki oliwy
1 ząbek czosnku
½ łyżeczki suszonego tymianku
                                                          2 łyżki cukru trzcinowego
                                                          100 ml czerwonego wytrawnego wina
                                                          2 łyżki octu balsamicznego
                                                          sól, pieprz do smaku

Rozgrzać oliwę, wrzucić na nią czerwoną cebulę, lekko ją posolić i dusić około 10 minut. Po około 3 minutach dodać tymianek. Cebula ma zmięknąć, ale nie ma się przyrumienić. Dodać rozgnieciony ząbek czosnku, dusić kolejne 2 minuty. Wsypać cukier i cały czas mieszając doprowadzić do jego rozpuszczenia, następnie wlać wino. Mieszając dusić całość, aż wino odparuje. Dodać ocet balsamiczny, doprawić do smaku solą i pieprzem, jeszcze chwilkę trzymać na ogniu, a następnie wyłączyć gaz a gotową cebulę odstawić.

Smacznego!




Tak przygotowaną cebulę można podawać również do mięs z grilla, pasztetów, serów. Jeśli zrobimy większą porcję, możemy zamknąć ją w słoiku, pasteryzować i podawać w późniejszym terminie.