sobota, 9 kwietnia 2011

Praska secesja i knedlik

Od najwcześniejszego dzieciństwa jeździłam z rodzicami i zwiedzałam wszystko co interesowało mojego Tatę. A, że interesowało Go bardzo wiele to i ja widziałam jako dziecko wiele. Czasy były to mało sprzyjające podróżom, ale tak zwane „demoludy” były w zasięgu ręki w każdym momencie. Ponieważ z Wrocławia do Pragi jest tylko 280 kilometrów (dla porównania do Warszawy jest 350 kilometrów), więc zdarzało się, że na zakupy ciuchowo-butowe jechało się właśnie tam, albo do Drezna (to 270 kilometrów). Tak jak Drezno w dzieciństwie bardzo mi się podobało, tak Praga źle mi się kojarzyła i wspominam ją jako brzydkie i szare miasto. Trzeba było lat i długiej przerwy w odwiedzaniu tego miejsca abym odkryła je na nowo, z zupełnie innej strony. Nadal Hradčany i most Karola nie są moimi ulubionymi zakątkami Pragi, zwłaszcza w sezonie, za to po Josefovie mogę błąkać się całymi dniami. Już nie wzdrygam się z niechęcią o kolejnej wycieczce do stolicy Czech. Ponieważ W. kilka dni w miesiącu spędza służbowo właśnie tam, czasem więc korzystam z tego i jadę razem z Nim. Potem włóczę się samotnie po mieście i odkrywam moją Pragę.


Teraz Praga jest dla mnie miejscem, gdzie mogę delektować się na każdym kroku secesją, która zachwyca mnie swoim bogactwem form, giętkością, miękkością kształtów, a ulubionym miejscem bez którego wyjazd jest nieważny to muzeum Alfonsa Muchy. Dziś możemy tylko westchnąć z żalem, że współczesne reklamy nie są tworzone przez artystów formatu Muchy.

Wieczorem, po całym dniu włóczęgi dobrze jest zjeść coś dobrego w towarzystwie W. Bardzo lubimy czeską tradycyjną kuchnię, dlatego pieczeń wieprzowa z knedlikiem i kapustą to danie, którym nigdy nie pogardzimy.



Houskowe knedliky

Przepis podawała Malui na forum Mniammniam
300g mąki
1 duża okrągła bułka (tym razem pominęłam, tym sposobem masło nie było potrzebne)
50g masła
 1 duże jajko
 ok. 1 szklanki letniego mleka
                                                          10g świeżych drożdży
                                                          1/3 łyżeczki soli

Masło rozgrzewamy na patelni i rumienimy pieczywo pokrojone w drobną kosteczkę. Drożdże rozpuszczamy w niewielkiej ilości mleka. W misce mieszamy mąkę z solą, dodajemy jajko, resztę mleka i rozpuszczone drożdże. Zagniatamy ciasto, aż stanie się gładkie i będzie odklejać się od dłoni. Dodajemy grzanki i ponownie zagniatamy. Odstawiamy przykryte ściereczką w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Następnie formujemy z ciasta wałek, mniejszy od garnka w którym będziemy gotować knedlik. Zostawiamy znów do wyrośnięcia. Zagotowujemy wodę i do wrzątku wkładamy wyrośnięte ciasto. Gotujemy około 20 minut co jakiś czas odwracając. Moje doświadczenie mówi, że jeśli będzie to jeden spory knedlik, należy gotować go albo dłużej, albo pod przykryciem.
Po ugotowaniu wyławiamy gotowy knedel i kroimy na plastry.
Smacznego!

4 komentarze:

  1. Basiu nie nadążam z czytaniem blogów... mam teraz w domu psi i ludzki szpital i niewiele czasu dla siebie (notabene też chorej)... a u Ciebie tyle ciekawych rzeczy się dzieje, Pragę uwielbiam, zwłaszcza poza sezonem:) lubię jej architekturę i klimat... a kuchnię czeską niekoniecznie... ale knedlikiem nie pogardzę:))
    pozdrawiam cieplutko spod kołderki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu zdrowia życzę wszystkim chorym domownikom i Tobie! Mnie też Praga architekturą "kupiła" a przede wszystkim właśnie secesją. A dobrym czeskim jedzeniem i czeskim piwem nigdy nie pogardzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja Prage znam niestety tylko z 'przejazdow' i wciaz mam nadzieje, ze w 'przyszlym roku' (ktory trwa juz od kliku lat ;)) nareszcie uda mi sie tam zawitac...
    Piekna jest Praga na Twoich zdjeciach Basiu!
    Knedliky rowniez :))

    Pozdrawiam serdezcnie!

    OdpowiedzUsuń