piątek, 4 lutego 2011

Pamuk i Bosfor

Czytuję bardzo różne książki, mam różne okresy czytelnicze i tak naprawdę zupełnie nie wiem jakim kluczem kieruję się wybierając kolejne pozycje do przeczytania. Literatura turecka była mi zupełnie obca i kiedy Orhan Pamuk w 2006 roku otrzymał Literacką Nagrodę Nobla zupełnie mnie to nie ruszyło, nie wywołało potrzeby sięgnięcia po Jego książki. Jednak kiedy rok później w księgarniach pojawiła się powieść „Nazywam się czerwień” rzuciła mi się w oko, a to co można przeczytać na okładce zainteresowało mnie na tyle, że kupiłam ją. Lektura bardzo mnie wciągnęła, ale w moim odczuciu nie jest to książka do „łyknięcia” w jedną noc. Oczywiście można to zrobić, ale łatwo stracić wiele wyjątkowych „smaczków”. Ja delektowałam się niemal każdym słowem i opisem.
Jakiś czas później w księgarniach pojawiła się kolejna książka Pamuka „Stambuł. Wspomnienia i miasto”. Trudno ją nazwać powieścią, raczej opowieścią o dzieciństwie, dorastaniu a przede wszystkim o Stambule, rodzinnym mieście autora, wyczulonego na kontekst historyczny, kulturowy ale i na piękno oraz wyjątkowość architektury i sztuki swojego miasta. Znów delektowałam się każdym słowem, każdym opisem i każdym pięknym czarno-białym zdjęciem ilustrującym fascynujący opis miasta. Książkę po przeczytaniu wetknęłam w ręce W. każąc mu ją przeczytać. Przeczytał. Efektem było coraz częstsze proponowanie, abyśmy wybrali się do Stambułu i na własne oczy poznali zderzenie kultur wschodu i zachodu. Opierałam się temu pomysłowi dość długo, bałam się Turcji, Turków, odmienności kulturowej, ale w końcu złamałam się i dałam się namówić na kilka dni w Stambule w październiku. W. załatwił wszystko: kupił bilety na samolot, znalazł hotel położony blisko najciekawszych zabytków, wiec nie pozostało mi nic innego jak wsiąść do samolotu i skonfrontować moje wyobrażenia z rzeczywistością.
Chyba najbardziej byłam ciekawa Bosforu, któremu Orhan Pamuk poświęcił sporo miejsca w swojej książce, dlatego od początku było wiadomo, że jedną z ważniejszych atrakcji pobytu będzie rejs statkiem po Bosforze.
Cytując Noblistę:
„W przeciwieństwie do reszty miasta, przytłoczonej smutkiem i biedą, Bosfor tętnił radością życia, ekscytacją i szczęściem. Teraz cieśnina jest źródłem siły Stambułu, ale na początku jej nie doceniano – ot, zwykły brzeg z jakąś drogą, ładnym widokiem, po prostu dobre miejsce na letnie pałace, jakie budowano tam w ciągu ostatnich dwustu lat. (...) Osmanowie zaczęli wznosić tu swoje letnie rezydencje, rozwinęła się charakterystyczna imperialno - stambulska kultura, odcięta od świata zewnętrznego (...) Uwielbiałem pływać po zatoce Bebek, krążyć wśród innych łodzi, kutrów, promów i kryp z burtami oblepionymi przez ostrygi; czuć siłę prądu z dala od brzegu i uderzenia fal wzbudzanych przez mijające nas jednostki. Chciałem, aby te wyprawy nigdy się nie kończyły. (...) Przejażdżki po Bosforze (...) dają nieodpartą przyjemność podglądania tego miasta dom po domu, dzielnica po dzielnicy, a jednocześnie pozwalają podziwiać z oddali jego wiecznie zmieniający się jak miraż, zarys.”


Ja też uległam czarowi Bosforu.
Podziwiając widoki próbowałam sobie wyobrazić, jak cieśnina mogła wyglądać sto lat temu, kiedy po cieśninie pływały małe statki, kutry rybackie, a wzdłuż wybrzeża piękne rezydencje rosły jak grzyby po deszczu. Do dziś zachowało się trochę takich pięknych i bardzo okazałych budowli, ale mnie bardziej zachwyciły małe drewniane domki wyłaniające się jakby z wody. Nawet ślady nowoczesności nie przeszkadzają w podziwianiu spuścizny lat minionych.






Od dnia powrotu ze Stambułu myślę, jak i kiedy wrócić do tego wyjątkowego miasta, nie tylko ze względu na położenie na dwóch kontynentach, ale przede wszystkim dlatego, że potrafi rozbudzić takie emocje jakie pozostają w nas na zawsze.

5 komentarzy:

  1. Fajnie do Ciebie wpaść, poczytać, poogladać:)
    A wiesz, że mnie od zawsze ciekawił Kościół Mądrości Bożej czyli 'Hagia Sophia', zresztą najpierw patrzę przede wszystkim na architekturę a potem na całą 'resztę'... takie skrzywienie:)
    To piękne miejsce!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hagia Sophia robi ogromne wrażenie, ale widziałam też kilka innych meczetów, które zachwyciły mnie architekturą i subtelnymi detalami zdobniczymi. Ja też mam pewnego bzika architektonicznego, pewnie w zwiazku z obciażeniem dziedzicznym;)) Kocham gotyk, styl romański, a w detalach zdobniczych nie ma dla mnie nic lepszego od secesji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Basiku, życzę Ci serdecznie jeszcze wiele tureckich nocy... To naprawdę ciekawy kraj i ciekawi ludzie! Dla mnie "magiczne miejsce" to Kapadocja, gdzie natura przeplata się z całkiem ciekawą sztuką! Wybierzcie się tam koniecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Basiu z przyjemnością przeczytałam Twoje wrażenia :-) Rozumiem co czujesz...też mam sentyment do tego miasta. Rejs po Bosforze pozwala na zmianę perspektywy spojrzenia na miasto...zresztą bardzo interesującą :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Och i ach... coz wiecej powinnam napisac. Kocham to miasto najbardziej na swiecie. Nic na to nie poradze. :)

    OdpowiedzUsuń